Słowo   Boże

 

XVI Niedziela Zwykła

Jr 23,1–6 Ps 23 • Ef 2,13–18 • Mk 6,30–34

 

Dzisiaj w Ewangelii Jezus lituje się nad ludźmi, „byli bowiem jak owce nie mające pasterza”. Czasownik „zlitował się” zapisany jest za pomocą greckiego słowa esplanchnisthē, które oznacza: „poruszyły się w Nim wnętrzności”. W pewnej mierze jest to odpowiednik hebrajskiego rahamim (od rzeczownika rehem, który oznacza „łono”, „wnętrzności”), a bywa tłumaczone na język polski jako „miłosierdzie”.

Co takiego Chrystus zobaczył w tych ludziach, że aż poruszyły się w Nim wnętrzności? Może pogubienie, a może coś więcej: panikę, lęk, niepokój, przerażenie. Jeden z moich braci dominikanów zauważył, że część z nich była zagubiona po śmierci Jana Chrzciciela. Ten nowotestamentalny Eliasz zapalał słowem jak ogniem. Jak bardzo brakuje dziś takich słów pełnych świętego ognia i takich „podpalaczy”, by wzniecać ogień, ogień miłości do Boga! Wszyscy jesteśmy jak owce nie mające pasterza.

Dzisiejsi sprzedawcy marzeń wciskają nam tanie pocieszenie przekładane szybkim sukcesem i tam na zewnątrz, i tu, wewnątrz owczarni. Wymiar sukcesu dla nich: żeby nie było nudno, żeby performance się udał. Po takim spektaklu wychodzisz na zewnątrz i jesteś głodny tak, jak byłeś. Wydawało ci się, że coś jesz, a były to duchowo puste kalorie. Głód w tobie coraz większy, trawi wnętrze, serce krzyżuje z kręgosłupem, wykrzywiając go we wszystkie strony – poza jedną, skierowaną ku niebu. Tak bardzo jesteś zgarbiony ku ziemi, że zapomniałeś o niebie.

Chrystus wie, że potrzebujemy słowa, Jego słowa, które nas podnosi, prostuje, karmi, wyprowadza na zielone pastwiska, orzeźwia dusze (por. Ps 23). Dlatego „zaczął ich nauczać”. Jego słowo jest dla nas Pasterzem. Bez tego słowa po pewnym czasie wpadamy w osamotnienie i bezsens, lęk i przerażenie.